Wiadomości z rynku

piątek
1 listopada 2024

Akcja przewoźników - "pisz do premiera!"

Przewozy
06.06.2008 00:00:00
Nowy protest polskich przewoźników przypomina "łańcuszek św. Antoniego", z tym że ogniskuje się tylko na jednym adresacie. Jest nim premier Donald Tusk. "Od lat kolejne ekipy polityków nic sobie nie robią z narastających problemów, które rujnują nasze przedsiębiorstwa. Czas z tym skończyć, czas zamanifestować swój sprzeciw!" - tak brzmią pierwsze zdania listu - protestu, który ma trafić do szefa Rady Ministrów.
Porozumienie Białowieskie, zrzeszające kilka stowarzyszeń przewoźniczych, apeluje do transportowców, aby każdy wysłał do premiera list. Wzór opublikowany jest w internecie. Pierwsze zdania: "Od lat kolejne ekipy polityków nic sobie nie robią z narastających problemów, które rujnują nasze przedsiębiorstwa. Czas z tym skończyć, czas zamanifestować swój sprzeciw!".
26 maja około trzystu członków Porozumienia osobiście pofatygowało się do Warszawy i demonstracyjnie złożyło swoje egzemplarze listu w Kancelarii Premiera.
W obronie winiet
Głównym powodem akcji jest bliskie, bo planowane na pierwszego lipca 2008 roku, zniesienie kart opłat drogowych, czyli winiet. O skutkach tej decyzji dla przewoźników pisaliśmy w publikacji "Koniec winiet, początek tłoku" w "AMT" nr 689 z 28 marca 2008 r. Przypomnijmy: chodzi o to, że obecnie wykupienie winiety zwalnia pojazd z opłaty za przejazdy płatnymi autostradami. Jednak za każdy taki przejazd państwowy Krajowy Fundusz Drogowy, do którego trafiają pieniądze ze sprzedaży winiet, musi wypłacać prywatnym zarządcom autostrad rekompensaty. Umowy z tymi zarządcami rząd Marka Belki skonstruował tak, że te wpłaty wkrótce przekroczą całkowity dochód ze sprzedaży plakietek.
To właśnie dlatego obecnemu rządowi bardziej opłaca się całkowicie znieść tę daninę, niż nadal ją utrzymywać. Efekt będzie taki, że budżet zaoszczędzi, ale właściciel ciężkiego zestawu, płacący obecnie za przejazd autostradą A2 między Koninem i Nowym Tomyślem 27 zł, bo tyle kosztuje go 1-dniowa winieta, od 1 lipca wyda na bramkach aż 190 zł!
"Ustawa winietowa to skandaliczny sposób załatwiania problemów władzy naszym kosztem - piszą w związku z tym przewoźnicy w liście do premiera. - Państwo nie radzi sobie z opłatami wobec koncesjonariuszy, postanowiło więc sięgnąć do naszych kieszeni".
Jan Powichrowski, główny koordynator protestu z ramienia Porozumienia Białowieskiego zapowiada, że winiet stowarzyszenia przewoźników będą bronić z determinacją.
- Rząd zamiast zrzucać ciężar problemu na nasze barki, powinien renegocjować umowy z koncesjonariuszami - wyjaśnia. - Te opłaty spowodują zatłoczenie dróg alternatywnych do autostrad i komunikacyjny paraliż kraju.
Lista zadań dla D. Tuska
W liście zawarto całą listę innych problemów do rozwiązania. I tak przewoźnicy domagają się m.in. zniesienia przepisu uniemożliwiającego wwóz większej niż 200 litrów ilości paliwa w pojazdach wjeżdżających do Polski z krajów nienależących do UE (Białoruś, Ukraina, Rosja). "Ten dziwoląg prawny powoduje sztuczny tłok na granicy" - czytamy w piśmie. Przewoźnicy skarżą się w ten sposób na dodatkowe kontrole graniczne i podają przykład Litwy, która choć też jest w UE, nie robi problemów trakerom wwożącym więcej niż 200 litrów tańszego paliwa ze wschodu.
W tekście mowa też o bardzo wysokich cenach paliw i zabójczym oddziaływaniu na transport niskiego kursu euro. Wskutek tego, jak podkreślają przewoźnicy, wiele firm pomimo pełnych portfeli zamówień zagrożonych jest upadłością. Obarczają oni także państwo winą za brak kierowców na polskim rynku pracy. Zarzucają, że po tym, jak zlikwidowano kształcenie transportowców w szkołach, teraz wprowadza się przepisy dotyczące szkoleń na kierowców najbardziej rygorystyczne w Europie.
Jest też zarzut braku ochrony polskich przewoźników przed rosnącą, "niekiedy nieuczciwą" konkurencją. "Wiele państw europejskich potrafi dbać o rozwój rodzimych firm, a polscy przewoźnicy są przez państwo traktowani jak powietrze" - piszą.
Jan Powichrowski w rozmowie z nami precyzuje: chodzi o to, że w innych krajach funkcjonuje pojęcie tak zwanej "gestii transportowej". Polega na zlecaniu wywozu towarów eksportowanych z danego kraju rodzimym przewoźnikom.
- U nas natomiast ten wywóz zleca się wielkim międzynarodowym spedycjom. W efekcie robi to polski przewoźnik, ale za ich pośrednictwem i za głodowe stawki, a wielkie firmy konsumują marże - wyjaśnia koordynator protestu.
Będzie jak zawsze?
W liście pojawia się też odwieczny postulat likwidacji kolejek na granicy wschodniej, które nazwano kompromitacją państwa polskiego. "To także upodlenie ludzi koczujących w szoferkach, a dla przedsiębiorców plaga strat finansowych, liczonych w dziesiątkach milionów złotych każdego miesiąca" - czytamy.
W tej sprawie pisano już do D. Tuska. Jeszcze na początku kwietnia Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych, zaadresował do premiera swój list otwarty, zakończony gorzką konstatacją, że normalne funkcjonowanie przejść granicznych "nie jest cudem". Efekt? Jak poinformowała nas Anna Wrona, rzeczniczka ZMPD, odpisał Andrzej Przemyski, zastępca dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego w MSWiA, który gros winy za sytuację na wschodniej granicy zrzucił na Ukraińców i na handel przygraniczny. - Niewiele konkretów! - oburzają się w ZMPD.
Jaki jest więc sens wysyłania setek takich samych listów, na które odpowiedzi już teraz można się domyślić? Jan Powichrowski twierdzi, że im listów będzie więcej, tym większą uwagę rządzący politycy zaczną zwracać na problemy transportu.
- Dajemy premierowi czas na przygotowanie odpowiedzi. Nie zastanawialiśmy się jeszcze nad tym, czy i ewentualnie jak zaostrzyć potem ten protest - mówi koordynator akcji.
W piśmie do premiera przewoźnicy sygnalizują jednak, że to nie przelewki. "Nie możemy godzić się na to, żeby bezczynność polityków i ignorancja urzędników zagrażała przyszłości naszych przedsiębiorstw - piszą. - Zatrudniamy setki tysięcy ludzi. Również w ich obronie mamy obowiązek powiedzieć: dość tego! Chcemy wyłącznie normalności, której dziś brakuje".
O reakcji premiera i jego kancelarii na listy przewoźników będziemy informować.
Czy odpowiedzialność się opłaca?
W sytuacji, gdy lekarze i nauczyciele nie wahają się sięgać w walce o poprawę swojej sytuacji ekonomicznej po broń strajkową, działania polskich przewoźników jawią się jako bardzo odpowiedzialne. Tym bardziej że z ich szeregów też już dobiegają głosy, aby te działania zradykalizować. Mają argumenty: styczniowy strajk transportowców we Włoszech zmusił tamtejszy rząd do kapitulacji i wprowadzenia ulg podatkowych na zakup paliwa. Podobnie pod koniec maja działo się w Wielkiej Brytanii, gdzie w proteście przeciwko rosnącym cenom ON oraz planom podwyższenia podatków od środków transportu przewoźnicy zablokowali ciężarówkami drogi dojazdowe do Londynu i zagrozili zatarasowaniem rafinerii i portów. Jeśli więc teraz, po akcji Porozumienia Białowieskiego, polski rząd nie wykona oczekiwanego przez nich ruchu i nie wycofa się z planowanej już na lipiec likwidacji winiet, przewoźnicy w końcu pewnie dołączą do lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli.
Klikając [ Zapisz ] zgadzasz się na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z naszą Polityką Prywatności. W każdej chwili możesz się wypisać klikając na link Wypisz znajdujący się na końcu każdej z otrzymanych wiadomości.