Ach, ten wolny rynek! Najpierw była bessa głęboka jak Rów Mariański, podczas której pies z kulawą nogą nie pytał o ciężarówki, a potem przyszła hossa jak Tybet. Sprzedawcy nie nastarczają z dostawami pojazdów. Ale niektórzy widzą w tym już zapowiedź kolejnej bessy. Ba! Są i tacy, którzy twierdzą, że załamanie koniunktury nastąpiło na jesieni 2007 roku.
- Można powiedzieć, że nabywcy sami są sobie winni. Kupując samochody, nierzadko w liczbie przekraczającej rzeczywiste potrzeby, na zapas, sztucznie zawyżali popyt - mówi Marcin Kardas z analizującej rynek ciężarówek firmy Eurotax Glass's.
Czy faktycznie koniunktura załamała się? Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa nie tylko dla handlujących, ale także dla wszystkich planujących zakup nowych pojazdów. Kto trafnie ją odgadnie, będzie wiedział, czy sprzęt nadal będzie drożał czy zacznie tanieć.
Zarodki kryzysu
Według danych opublikowanych w połowie grudnia 2007 r. przez instytut Samar monitorujący polski rynek samochodowy, od stycznia do listopada ub.r. na polskie drogi trafiło ponad 21 tys. aut ciężarowych o DMC powyżej 6 t. To o 55 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2006 r. Ale w listopadzie wzrost w porównaniu do analogicznego miesiąca ub.r. wyniósł już "tylko" 34,4 proc. Wzrost uległ więc spowolnieniu.
Echem tych liczb są publikacje, cytowane m.in. przez Samar, wieszczące załamanie koniunktury na ciężarówki i ciągniki siodłowe. Według nich, rosnące koszty paliwa i płac dla kierowców oraz niski kurs euro względem złotego powodują tak drastyczny spadek opłacalności transportu międzynarodowego, że przewoźnicy, którzy jeszcze niedawno zamawiali masowo nowy sprzęt, nie odbierają go, a niektórzy nawet wyprzedają użytkowany tabor.
Źródłem tych spekulacji jest Dział Badania Rynku firmy EurotaxGlass's. Marcin Kardas z Eurotaksu w rozmowie z nami potwierdza: są już zauważalne oznaki załamania rynku.
- Na jesieni popyt po prostu urwał się - mówi. - Ale nie we wszystkich segmentach. Ekspert podkreśla, że sygnały z rynku, które otrzymuje Eurotax przygotowując cenniki, są jednoznaczne. Wiele ściągniętych z zagranicy samochodów używanych stoi i czeka na klientów. I było tak także pod koniec roku, a więc w porze, kiedy zwykle wiele firm, znając już wyniki finansowe, inwestuje w tabor, aby zwiększyć koszty i zmniejszyć zobowiązania podatkowe. Dużo niższy popyt od oczekiwanego dotyczy zwłaszcza używanych młodszych wozów, przeznaczonych do transportu międzynarodowego. - To najnowsze roczniki, w dobrym stanie technicznym, zwykle jeszcze na gwarancji - wyjaśnia M. Kardas.
Zdecydowanie lepiej jest z autami starszymi, do transportu krajowego. Rozmówcy ankieterów z Eurotaksu nie zaobserwowali jeszcze spadku popytu na takie wozy.
Łatwo przekombinować
Według M. Kardasa, przyczyną "urwania się" popytu na używane i nowe pojazdy jest nie tylko spadek opłacalności usług transportowych, zwłaszcza międzynarodowych, wywołany drożejącym paliwem, niskim kursem euro i większymi wynagrodzeniami dla kierowców. To także efekt przegrzania koniunktury zakupowo-sprzedażowej.
- Dzieją się rzeczy niesamowite: w porównaniu do sytuacji sprzed zaledwie dwóch lat, w 2007 roku sprzedano w Polsce dwa razy więcej nowych ciężarówek i ciągników siodłowych! - podkreśla analityk. - Nie było uzasadnienia dla tak wielkiego skoku popytu. Gospodarka nie rozwija się aż tak szybko.
Co gorsza, jak sądzą analitycy, zadziałała samonakręcająca się spirala. Ponieważ rosła liczba zamówień, wydłużał się czas ich realizacji, czyli malała dostępność nowych maszyn. Wiele zamówień złożono więc wyłącznie w celach spekulacyjnych, żeby np. po czasie odsprzedać miejsce "w kolejce" albo odsprzedać pojazd zaraz po zakupie. Zaobserwowano, że niektóre roczne auta mają ceny wyższe od cen w salonach.
- Rozumowanie często było takie: jeśli mam kupić 10 ciężarówek, to czemu nie zamówić od razu 15? Jeśli pięciu nie wykorzystam, to odsprzedam je z zyskiem komuś innemu - mówi obserwator rynku. - Sęk w tym, że teraz coraz trudniej znaleźć kupca, bo opłacalność przewozów międzynarodowych maleje.
Mniej, ale wciąż dużo
Kasandrycznych spostrzeżeń fachowców z Eurotaksu nie potwierdzają jednak sprzedawcy. Wprawdzie Adam Polikowski z toruńskiej firmy Truck Gigant, handlującej używanymi autami ciężarowymi, przyznaje, że w grudniu sprzedał o połowę mniej pojazdów niż w listopadzie, jednak nie tłumaczy tego załamaniem rynkowym, tylko okresem przedświątecznym.
- To nie załamanie, tylko stabilizowanie się sprzedaży - konstatuje Artur Szafran, właściciel poznańskiej firmy handlującej nowymi i używanymi Scaniami. - Trudno spodziewać się utrzymania rosnącego tempa sprzedaży w sytuacji, gdy terminy dostawy nowych wozów przekraczają rok. Doszliśmy do naturalnej bariery. Tym bardziej, że w związku z dużym popytem ceny w porównaniu z poprzednim rokiem wzrosły o jakieś 10 procent.
O stabilizacji, a nie o załamaniu koniunktury, mówią także generalni importerzy nowych pojazdów. - Koniunktura nie jest zła. Przeciwnie: jest świetna. Jak ktoś teraz nie zarabia na transporcie, to rzeczywiście lepiej, żeby sprzedał auta i zajął się czymś innym, bo znaczyłoby to, że do transportu po prostu się nie nadaje - dodaje A. Szafran.
Sposób na paliwo?
Popyt na trucki może ograniczyć wzrost cen paliwa, choć tu jest jaskółka... Nadzieja idzie z Pomorza! Średnio o kilkaset złotych mniej za paliwo do każdej swojej ciężarówki będą płacić miesięcznie członkowie Pomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych. PSPD z siedzibą w Gdyni zawarło właśnie porozumienia z Orlenem i z Lotosem. Umowy mają na celu umożliwienie przewoźnikom należącym do PSPD zakupów paliwa po preferencyjnych cenach. Warunek: wykup karty flotowej i "autoryzacja" członkostwa w PSPD.
Lotos na czterech stacjach (Gdynia Obłuże, Cedry Małe, Gniew, Tuszyn) już sprzedaje członkom PSPD zakwalifikowanym do grupy firm uprawnionych do odroczonego terminu płatności olej napędowy w cenie o grosz niższej od ceny hurtowej, a na pozostałych stacjach - o 6 groszy powyżej hurtowej. Pozostali członkowie PSPD mogą kupować na wszystkich stacjach Lotosu paliwo w cenie detalicznej obowiązującej na danej stacji obniżonej o 13 groszy za każdy litr.
Porozumienie z Orlenem skonstruowano inaczej, ale sens jest podobny: na wszystkich stacjach koncernu członkowie stowarzyszenia mogą kupować ON w cenach hurtowych. - To oszczędności od kilkunastu do nawet powyżej 20 groszy na litrze - mówi Tomasz Rejek, prezes PSPD. - Przy założeniu, że przeciętny ciągnik siodłowy konsumuje miesięcznie 5.000 litrów ON, przewoźnik zaoszczędzi kilkaset złotych.
To pierwsze takie porozumienie, zawarte między polskimi przewoźnikami i koncernami paliwowymi. Zainteresowane podobnymi umowami są stowarzyszenia z innych regionów Polski.
Milion tirów więcej...
Jedni wieszczą załamanie koniunktury, wywołane spadkiem opłacalności transportu, inni - jeszcze większy "wysyp" tirów na drogi ("Fakt" wyliczył nawet, że w 2008 roku przybędzie ich... milion!). To dlatego, że kolej podniosła z początkiem roku i tak już wysokie opłaty za dostęp do infrastruktury kolejowej. Szacuje się, że spowoduje to ucieczkę spedytorów od PKP i odebranie im tylko w 2008 roku przez transport drogowy około 50 mln ton ładunku. Obecnie transport drogowy przewozi trzy razy więcej ładunku niż kolej.