Przypomnijmy: 22 lipca w górach koło Grenoble we Francji rozbił się polski autokar, kierowany przez 22-letniego kierowcę. Droga była stroma, zamknięta dla ruchu autobusów. Ministerstwo Transportu zapowiedziało po tragedii rygorystyczne kontrole, dodatkowe szkolenia i wydłużenie minimalnego wieku nabywania uprawnień kierowcy autobusu z 21 do 24 lat. Tymczasem nasz Czytelnik uważa, że o wiele skuteczniejsze byłoby wprowadzenie w przewozach stawek minimalnych. - W tym tkwi przyczyna naszych nieszczęść - twierdzi pan Włodzimierz.

- Przecież przewoźnik musi mieć pieniądze, żeby móc dobrze zapłacić doświadczonemu kierowcy, bo inaczej ten ucieknie mu do Anglii. Musi też mieć na wymianę opon, klocków hamulcowych itp. Na dobre części, a nie najtańsze. Przez to, że nie ma stawek minimalnych, dochody nam spadają. Nic dziwnego, że kolega zatrudnił niedoświadczonego młodziaka. Na starszego nie było go pewnie stać.

Ile powinny wynosić stawki minimalne? Pan Włodzimierz uważa, że w przypadku autobusu minimum 4 zł za km. - To niedużo. W Szwecji kilometr przejechany przez autobus ma cenę od 10 do 15 złotych! - grzmi pan Włodzimierz. Dodaje, że to bardziej poprawi bezpieczeństwo niż np. zwiększenie godzin szkolenia. - Jeden z moich kierowców robił właśnie kurs kwalifikacji zawodowych. Za 700 zł pakowano mu w głowę ustawy i puszczano filmy, a jeździć nie uczyli - mówi przewoźnik.

Profesor Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Polityki Transportowej na Uniwersytecie Gdańskim uważa pomysł naszego Czytelnika za nierealny. - Na wolnym rynku nie można ustalać cen za kogoś. To przewoźnicy powinni je podnosić, biorąc pod uwagę koszty. A płace dla kierowców zwiększyć trzeba, bo inaczej wszyscy pouciekają. Zgadzam się co do jednego: zwiększanie kontroli także nic nie da. Wypadki wskutek błędu człowieka są nieuniknione.